poniedziałek, 14 września 2015

Wrzesień :)

Wrzesień :)
Nadszedł wrzesień. A wraz z wrześniem nadeszly zmiany - Miś poszedł do przedszkola.
Nie chciałybyście mnie widzieć dziewczyny, i moich obgryzionych paznokci! Wszystko, dosłownie wszystko poszło na bok. 1 września oddałam dziecko pod opiekę niezwykle fajnych i miłych pań opiekunek, i potem przez kolejne pięć godzin słyszałam gdzieś w oddali płacz tego mojego małego kurczaka :) Masakra! Syndrom mamy - kwoki razy 50! Już od dwóch tygodni Miś jest przedszkolakiem, z czego odeszły nam trzy dni na przeziębienie;) I jest różnie - raz super, raz trochę gorzej. Przełom musi nastąpić, tak mówią, i ja też to wiem, więc trzymamy się, rozmawiamy z Juniorem, tłumaczymy i czekamy, aż wszystko się unormuje i uspokoi :)
No a poza przedszkolem - przyszła wczesna jesień. Trochę chłodu, trochę deszczu, co mnie bardzo ucieszyło, bo przyznam, że w moim odczuciu lato zaczynało być już po prostu smutne! Upały wysuszyły strumyki, zmniejszyły rzeki, trawniki spalone, drzewa przywiędnięte... Teraz przyroda odżyła choć na chwilę, a niebawem pewnie już liście będą szeleścić :) No i wieczory coraz dłuższe, a w pochmurny dzień można zapalić... lampki, lampiony, świeczki! Zaczyna się niezwykle klimatyczna pora, którą kocham, mimo, że nie można już wyjść na dwór w klapkach i cienkiej sukience :)
Niebawem na pewno zacznę lepić lampiony w sweterkach, i może jeszcze jakieś... I znów będą dynie, duszki i strachy na lachy :D
Wracam też na bloga. Przez miesiąc mnie nie było, po prostu nie miałam co Wam pokazywać! Teraz wszystko pomału wraca do normy. Ale Was odwiedzałam czasami, dziewczyny, nieprzerwanie mnie inspirujecie :)
Dla Was dziś mam troszkę lata i troszkę jesieni :)
Letnie filiżanki - słoneczniki i storczyk :)


A jesiennie... pochwalę się Wam wreszcie moimi lampionami a la cotton balls :) Kulki zrobiłam sama z kordonka. Trochę się bałam tej roboty, ale okazało się, że jest niezwykle wciągająca! Tylko po trzech godzinach nawijania sznurka na balony bolały plecy :) Efekt oceńcie sami :)

W tle aniołeczek od Ani z bloga Odtwórczo :)



A dodatkowo pochwalę się moim ostatnim zakupem. Książka Bronisława Długoszewskiego "Przy kominie o szarej godzinie" to rzecz, którą chciałam mieć od dawna. Mój dziadek czytał ją mamie, gdy była mała :) Kiedyś mama opowiedziała mi bajkę o Żelaznym Wilku, i powiedziała, że to z tej książki, pamiętała tytuł zbioru, ale książki niestety już nie miała - przepadła gdzieś. Tak mi ona jakoś została w pamięci, i wreszcie jestem w jej posiadaniu. Wydanie z roku 1956, bajki napisane prosto, ale czyta się super. Najbardziej podoba mi się fakt, że to z pewnością książka z duszą - znalazłam ją w antykwariacie. Mama mówi, że może nawet to jest ta, która kiedyś do niej należała :) Kto wie!


Lecę odebrać juniora z przedszkola - z pewnością będzie miał mi wiele do opowiedzenia. A niebawem wrócę znów - ze sporą dawką nowości :)
Przesyłam Wam buziaki i dziękuję, że jesteście!!!
Paa:*
Copyright © ModeJolina , Blogger